Telefon: +32 410 64 19    E-mail: pm05@poczta.onet.pl

Refleksja

Czwarta Niedziela Wielkanocna jest nazywana w liturgii Niedzielą Dobrego Pasterza. Chrystus, dobry pasterz, oddał swoje życie w miłości, „aby rozproszone dzieci Boże zgromadzić w jedno”. Oddał je za owce, które znał po imieniu. Został posłany do wszystkich, a szczególnie grzeszników, ludzi zagubionych, żyjących na marginesie życia. Dla Boga każdy człowiek jest kimś konkretnym, nie przypadkowo spotkanym anonimem. O każdego z nas Jezus troszczy się, chroni przed wpływami fałszywych proroków. On jest jedyną bramą prowadzącą do Bożej owczarni. Przyszedł po to, byśmy mieli życie i to w obfitości. Obfitość oznacza pewien maksymalizm. Dlaczego więc w życiu zadowalamy się czymś małym? Zwykle pytamy: jakie minimum muszę spełnić, żeby przekroczyć próg tolerancji; jak najmniejszym kosztem mogę coś zdobyć. To taki podział marketingowy na dobrych, lepszych i najlepszych. Zresztą, kto chciałby zajmować ostatnie miejsce? Czy jednak chcemy – dorastając do ewangelicznego maksimum – „mieć życie w obfitości”?

Dzisiejsza niedziela to także Światowy Dzień Modlitw o Powołania. Świadectwo Jezusa – dobrego pasterza i tych, którzy wiernie kroczą za Nim, wzbudza nowe powołania. „Najważniejszym i najskuteczniejszym środkiem budzenia powołań jest – jak pisał św. Jan Paweł II – świadectwo życia kapłanów, ich bezwarunkowe oddanie się owczarni Bożej, ich pełna miłości służba Chrystusowi i jego Kościołowi – służba będąca dźwiganiem krzyża, przyjętego z paschalną nadzieją i radością, wreszcie braterska zgoda i gorące pragnienie ewangelizacji” (PDV, 41). Dlatego też „Historia każdego powołania prawie zawsze łączy się ze świadectwem jakiegoś księdza, który przeżywa w radości swoje bycie darem dla bliźnich ze względu na Królestwo Boże. Bliskość i słowo kapłana prowadzą do pojawienia się pytań i do podjęcia ostatecznych decyzji” (Benedykt XVI, Orędziu na 47. Światowy Dzień Modlitw o Powołania).

Aby dobrze wypełniać swoje ziemskie posłannictwo, każdy powołany potrzebuj przyjaźni z Jezusem.  Ma słuchać, aby słowo Jezusa dotarło do jego wnętrza, zaniepokoiło, poddało pod dyskusję, sprowokowało jakąś decyzję, konkretne zachowania. Słuchanie ma powodować zmianę myślenia i życiowych postaw. Inaczej będzie to tylko odrzucenie słowa. Słuchanie słowa i przemiana ma nas pobudzać do naśladowania Chrystusa. A to znaczy, że trzeba wpatrywać się w Boskie Oblicze, szeroko otworzyć oczy, wsłuchiwać się w głos sumienia. Aby pójść za Jezusem trzeba znać cel, mieć poczucie wspólnoty z braćmi i siostrami, być zdolnym do wyrzeczeń, przezwyciężać lęk przed nieznaną przyszłością. Do tego wszystkiego potrzebna jest modlitwa, która daje siłę do wierności i wzrostu w łasce Bożej

Wpatrując się w Jezusa, dobrego pasterza, który oddał życie z miłości do nas, oraz rzesze Jego naśladowców, prośmy o święte powołania do kapłaństwa. Przykładem i orędownikiem u Boga niech stanie się dla nas św. Jan Maria Vianney, proboszcz z Ars, który miał silną więź z parafianami, nauczając ich przez świadectwo swego życia i pokorną modlitwę.

ks Leszek Smoliński


 

Złota myśl tygodnia

Elementem podstawowym i specyficznym każdego powołania kapłańskiego, a także powołania do życia konsekrowanego, jest przyjaźń z Chrystusem.

Benedykt XVI

Patron tygodnia – 10 maja

Święty Jan z Avili, prezbiter i doktor Kościoła

Jan urodził się 6 stycznia 1500 r. w Almodóvar del Campo, w hiszpańskiej rodzinie szlacheckiej o korzeniach żydowskich. Już jako 14-latek podjął studia prawnicze na uniwersytecie w Salamance, a potem studiował filozofię i teologię w seminarium w Alcalá. Po śmierci rodziców rozdał majątek ubogim. Po przyjęciu święceń kapłańskich zaprosił do stołu na obiad prymicyjny dwunastu żebraków i osobiście im usługiwał.

Pragnął wyjechać na misje do Ameryki, ale arcybiskup Sewilli zlecił mu wędrowne misje ludowe. Przemierzał więc całą Andaluzję, katechizując dzieci i ucząc dorosłych modlitwy, a nade wszystko spowiadał. Ponieważ nie przyjmował ofiar za intencje mszalne, wiódł bardzo ubogi żywot. W 1531 r. oskarżono go o iluminizm - przeświadczenie, że prawdę można poznać nie drogą rozumowania, lecz wyłącznie intuicyjnie, dzięki oświeceniu umysłu przez Boga. Podejrzewany o głoszenie herezji, spędził dwa lata w więzieniu inkwizycji, ale ostatecznie oczyszczono go z zarzutów i po licznych interwencjach został uwolniony. Udał się wtedy do Granady, a potem powrócił do Andaluzji. Po 1540 r. poświęcił się dziełu tworzenia sieci kolegiów oraz szkół wyższych. Założył m.in. uniwersytet w Baeza na południu Hiszpanii. Powołał także do istnienia stowarzyszenie życia wewnętrznego.

Do historii przeszedł nie tylko jako misjonarz ludowy, mistyk, wykładowca akademicki i autor dzieł o życiu duchowym, które wysoko cenili m.in. św. Franciszek Salezy i św. Alfons Liguori. Był bowiem porywającym kaznodzieją, a głoszone przez niego nauki doprowadziły do niejednego nawrócenia. Wystarczy przypomnieć św. Jana Bożego, który po wysłuchaniu w Granadzie jego kazania tak gorliwie pokutował i okazywał żal za grzechy, że został uznany za szaleńca. Z kolei wicekról Katalonii tak bardzo był poruszony kazaniem Jana wygłoszonym podczas pogrzebu królowej Izabeli Portugalskiej, że wstąpił do jezuitów - znamy go jako św. Franciszka Borgiasza. Do grona duchowych podopiecznych Jana, z którymi prowadził korespondencję, należeli także święci: Ludwik z Granady, Ignacy Loyola i Teresa z Ávila.

Zmarł 10 maja 1569 r. w Montilla koło Kordoby. Jego kult zaaprobował Klemens XIII, ogłaszając go sługą Bożym w dniu 8 lutego 1759 r. Beatyfikował go Leon XIII 4 kwietnia 1894 r. W dniu 31 maja 1970 roku kanonizował go papież Paweł VI, który uważał, że Jan powinien być wzorem do naśladowania dla wszystkich współczesnych księży, cierpiących na kryzys tożsamości. 7 października 2012 r. papież Benedykt XVI ogłosił św. Jana z Avili doktorem Kościoła powszechnego, wraz ze św. Hildegardą z Bingen.

Opowiadanie

Skarb

Ojciec rodziny nawoskował samochód i pieczołowicie polerował lakier, by nadać mu właściwy połysk. Pomagał mu w tym jedenastoletni syn, czyszcząc szmatką zderzaki.

- Widzisz, mój synu - mówił z powagą ojciec - ten samochód to prawdziwy rodzinny skarb. Musimy traktować go delikatnie, z uwagą i poświęcać mu trochę czasu.

- Oczywiście tatusiu!

- Dobry z ciebie chłopak.

Po chwili ciszy:

- A czy ja jestem skarbem rodziny? - wyszeptało cicho dziecko.

- Dlaczego zadajesz takie pytania?

- Bo ty nigdy nie masz dla mnie czasu.

Wierzę w Kościół – katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 128.

W słowie wstępnym do realizacji zeszłorocznego programu duszpasterskiego (2012) jest mowa o nauczeniu się praktyki ewangelijnego braterstwa między ludźmi (z myślą o jak najlepszym zespoleniu duchowym wiernych), o odnowieniu w duchu Ewangelii relacji między pasterzami, osobami konsekrowanymi i wiernymi świeckimi, a także o tworzeniu i ożywianiu struktur komunijnych.

Zasadność mówienia o potrzebie ciągłego czynienia Kościoła bardziej domem wynika z faktu, że choć raz jeden zaistniał, stale jest w budowie i ciągle się staje. Przez Boga jest już na zawsze ukonstytuowany jako dom Boży dla nas i to, co jest w nim z Bożego źródła, nie wymaga korekty i doskonalenia. Inaczej jest jednak w warstwie ludzkiej Kościoła, na poziomie naszego współbudowania go wraz z Bogiem. Potwierdza to doświadczanie Kościoła w historii, poprzez kolejne wieki; także obecne doświadczenie Kościoła, które jest nam dane. Ciągle za mało jest ducha Ewangelii w Kościele i w wychodzeniu Kościoła do człowieka. Chodzi o wady i grzechy w funkcjonowaniu braterstwa między dziećmi Bożymi, a także wady i grzechy w ich odniesieniu do człowieka w świecie, zarówno tego, który Chrystusa jeszcze nie poznał, jak i tego, który się od Niego oddalił. Wskutek ich występowania trudno jest chrześcijanom przeżywać, a innym ludziom postrzegać Kościół jako Boży dom dla wszystkich ludzi.

Dlatego trzeba być wdzięcznym bł. Janowi Pawłowi II za słowa zapisane w liście apostolskim Novo millennio ineunte: „Czynić Kościół domem i szkołą komunii: oto wielkie zadanie, jakie czeka nas w rozpoczynającym się tysiącleciu, jeśli chcemy pozostać wierni Bożemu zamysłowi, a jednocześnie odpowiedzieć na najgłębsze oczekiwania świata” (nr 43).

Przebija z nich istotne pouczenie na omawiany temat. Papież daje nam do zrozumienia, że nie można Kościoła uczynić raz jeden naszym domem. Chodzi o proces, którego końca na ziemi nie można oczekiwać, który trzeba stale podejmować.

Papież zakreślił też od razu program realizacji owego wielkiego zadania czynienia Kościoła domem komunii. Jego zdaniem, „(…) zanim przystąpimy do programowania konkretnych przedsięwzięć, należy krzewić duchowość komunii, podkreślając jej znaczenie jako zasady wychowawczej wszędzie tam, gdzie formują się szafarze ołtarza, duszpasterze i osoby konsekrowane, gdzie powstają rodziny i wspólnoty” (nr 43). Stwierdzenie to naprawdę trudno przecenić. W kontekście panoszenia się „herezji” czynu, aktywizmu, której ulegamy na wielu poziomach życia Kościoła, myśl papieża jest jak przypływ świeżego powietrza.

 bp Andrzej Czaja

wvm7x_