Refleksja
W czasie obrzędu bierzmowania biskup, kreśląc na czole kandydata znak krzyża olejem krzyżma, wraz z imieniem wypowiada następujące słowa: „przyjmij znamię Daru Ducha Świętego”. Przyjmujący sakrament odpowiada: „Amen”, czyli „niech się tak stanie”. Sytuacja przekazania Ducha Świętego w sakramencie bierzmowania przypomina wydarzenie, które znajdujemy w dzisiejszym pierwszym czytaniu. „Kiedy Apostołowie w Jerozolimie dowiedzieli się, że Samaria przyjęła słowo Boże, wysłali do niej Piotra i Jana, którzy przyszli i modlili się za nich, aby mogli otrzymać Ducha Świętego. Bo na żadnego z nich jeszcze nie zstąpił. Byli jedynie ochrzczeni w imię Pana Jezusa. Wtedy więc nakładali apostołowie na nich ręce, a oni otrzymywali Ducha Świętego”.
Podobnie dzięki namaszczeniu przez Ducha Świętego Jezus stał się Chrystusem. I każdy z nas przez chrzest, a zwłaszcza przez bierzmowanie uczestniczy w życiu Chrystusa dzięki Jego łasce, upodabnia się do Chrystusa. Każdy z nas, zwłaszcza gdy systematycznie uczestniczy w Eucharystii, pozwala, by życie Jezusa Chrystusa zakorzeniało się w nim coraz głębiej.
Miłość zobowiązuje do wzajemności. Jednak w życiu bywa bardzo różnie. Papież Benedykt XVI w zwraca uwagę na następujący problem: „Zdarza się, że po przyjęciu bierzmowania wielu młodych ludzi oddala się od wiary. Są też i tacy, którzy nawet nie przyjmują tego sakramentu. A przecież właśnie przez sakramenty chrztu i bierzmowania, a następnie nieprzerwanie przez Eucharystię Duch Święty czyni nas dziećmi Ojca, braćmi Jezusa, członkami Jego Kościoła, zdolnymi dawać prawdziwe świadectwo o Ewangelii i zaznawać radości, jaka płynie z wiary”.
Warto dziś zapytać siebie: Czy w środowisku, w którym żyję, jestem człowiekiem zdominowanym instynktami i emocjami, który chce więcej mieć, posiadać zamiast bardziej przemieniać siebie w duchu miłości? Czy dbam o duchową głębię, czas na modlitwę i wrażliwość na piękno serca? Czy szukam ciszy i skupienia, by wśród wielu głosów usłyszeć głos Boga i słowa, których potrzebuję?
Potrzebne jest nam nieustanne odwoływanie się do naszego „wewnętrznego nauczyciela”, którym jest Duch Święty. To On sprawia w nas, że głębiej poznajemy i rozumiemy słowa. To dzięki łasce Ducha słowo Pana przemienia nasze serca, czyniąc je miłym Bogu i otwartym na Jego przebywanie.
ks. Leszek Smoliński
Złota myśl tygodnia
Grunt to twardo stąpać po ziemi i nie przestawać patrzeć w niebo.
ks. Jan Kaczkowski
Na wesoło
Rozmowa dwóch przyjaciół:
- Nie jesteś przypadkiem na diecie?
- Jestem.
- Ale zjadłeś 2 ciastka.
- A chciałem 4.
Patron tygodnia – 15 maja
Św. Izydor Oracz
Izydor urodził się w Madrycie ok. 1080 r. Pochodził z ubogiej, ale szczerze religijnej rodziny, która z niewiadomych przyczyn przeniosła się na wieś. Bieda w domu zmusiła Izydora jako młodzieńca do pracy w charakterze parobka u zamożnego sąsiada, Jana Vargasa. Z tego czasu pochodzi piękna legenda: oskarżono Izydora, że za mało pracuje, a za wiele się modli. Zdziwiło to gospodarza, u którego pracował, gdyż zawsze powierzone mu prace były na czas dobrze wykonane. Postanowił jednak podpatrzeć. Ujrzał Izydora zatopionego w modlitwie i anioła, który za niego wykonywał orkę.
Po pewnym czasie Izydor ożenił się i wraz ze swoją małżonką, bł. Marią Toribia, przeniósł się do Madrytu. Tu żona porodziła mu syna. Kiedy Arabowie zajęli Madryt, Święty był zmuszony go opuścić. Rychło wszakże do niego powrócił, kiedy miasto zostało odbite z rąk Arabów. Izydor zasłynął z pobożności, z ducha pokuty i z uczynków miłosierdzia. Wszystkim, co w jego mniemaniu mu zbywało, choć sam ubogi, chętnie dzielił się z uboższymi od siebie. Zmarł około roku 1130. Pochowany został na cmentarzu św. Andrzeja. W roku 1170 przeniesiono jego śmiertelne szczątki do kościoła, w którym jako dziecko otrzymał chrzest. Cuda, jakie działy się przy jego grobie, ściągały mnóstwo pielgrzymów. Pomiędzy błogosławionych zaliczył go papież Paweł V w roku 1619, a w kilka lat potem papież Grzegorz XV w roku 1622 wyniósł go do chwały świętych.
Św. Izydor Oracz doznaje szczególnej czci w Madrycie, gdzie w jego uroczystość urządza się wspaniałe celebry w kościołach oraz festyny na ulicach. Także w Polsce jako patron rolników doznawał kiedyś wielkiej czci. Od około dwudziestu lat jego kult jest przywracany, zwłaszcza w okolicach Białegostoku. Jest patronem diecezji kieleckiej, Madrytu, Saragossy oraz rolników.
Opowiadanie
Król mysikrólików
Pewnego dnia, bardzo dawno temu, pewien wielki i gruby niedźwiedź dowiedział się, że mysikrólik jest królem ptaków.
Mysikrólik jest ptakiem tak malutkim, tak bardzo malutkim, że niedźwiedź nie chciał uwierzyć, że właśnie on mógłby być Królem. Nie mógł się jednak oprzeć ciekawości, by nie wsadzić swojego nosa do gniazda siedziby królewskiej.
- Pfu! - zamruczał potężnym głosem. - To ma być dwór? Mysikrólik jest chyba Królem biedaków?
W gnieździe znajdowały się pisklęta mysikrólika tak malusieńkie, że prawie niewidoczne. Usłyszawszy słowa niedźwiedzia, poczuły się znieważone i wyskoczyły na zewnątrz, bez żadnego strachu, krzycząc:
- Powiedz zaraz przepraszam, prostaku!
Niedźwiedź odszedł sobie spokojnie ze śmiechem.
Jednak chwilę po tym przylecieli na dwór Król z Królową.
Pisklęta opowiedziały im o wszystkim, co się zdarzyło.
- Nie dopuszczę do tego, aby ktokolwiek znieważał moje dzieci - powiedział Król. - Natychmiast wypowiadam wojnę niedźwiedziowi. Tak też uczynił.
Jednak, kiedy mały i niepozorny ambasador królewski udał się, by wypowiedzieć mu wojnę, olbrzymi niedźwiedź zaczął się tak bardzo śmiać, że jego śmiech zdmuchnął małego jak muszka ambasadora.
Tymczasem wojsko Króla mysikrólików zbierało się. Należały do niego wszystkie skrzydlate stworzenia: ptaszki, motyle, muchy, pszczoły...
Także niedźwiedź zgromadził swoje wojsko. Składało się ono ze wszystkich potężnych zwierząt o czterech łapach. Były tam: słonie, wilki, konie... Najwyższe dowództwo zostało powierzone wilkowi, który słynął ze swej niezwykłej przebiegłości.
Przed wyruszeniem do walki wilk wyjawił żołnierzom plan swojego działania:
- Idźcie za mną, a zaprowadzę was do zwycięstwa! Mój ogon będzie dla was sygnałem. Dokąd będzie on wyprostowany, idźcie naprzód i bijcie równo. Kiedy go opuszczę, będzie to znaczyło, że nie idzie nam najlepiej i musimy uciekać, ale tej ewentualności nie bierzmy nawet pod uwagę...
W pobliskich krzakach ukrywała się mała ważka wysłana na przeszpiegi. Szybko poleciała do swojego Króla i opowiedziała mu to, co usłyszała.
- Dobrze - powiedział Król. - Niech natychmiast, jak tylko wilk wysunie się na czoło, zbliży się do niego komar i ugryzie go pod ogonem!
Dwie armie stanęły naprzeciw siebie. Wilk z zadartym do góry ogonem, a za nim niedźwiedzie i wilki drwiące sobie ze swoich nieprzyjaciół.
Ale mały, malusieńki komarek zbliżył się do wilczego ogona i tak długo gryzł go i kąsał, aż jego ogon nie mogąc wytrzymać bólu, opadł w dół.
Żołnierze, widząc wilka z opuszczonym ogonem, pomyśleli, że przegrywają i zaczęli uciekać, co sił w nogach. Wojsko króla mysikrólików oraz jego odważne pisklęta nie mogły się powstrzymać od śmiechu.
Wierzę w Kościół – katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 25.
Niestety, skutki takiego jednostronnego ujmowania Kościoła gorzko owocują po dzień dzisiejszy w formie widzenia go nade wszystko jako instytucji świadczącej usługi religijne. Jest to bardzo ubogie, więcej, błędne rozumienie Kościoła, ograbione o wymiar tajemnicy i tego, co w Kościele nadprzyrodzone. Tego typu wizja Kościoła, jako idealnej społeczności ludzkiej na ziemi, niezależnej od społeczności świeckiej, mającej ponadziemski cel (zbawienie) i stosowne środki (Ewangelia, sakramenty, liturgia, dogmaty, władza religijna), niewątpliwie chroniła Kościół przed osłabieniem
Piotrowego fundamentu i ewangelizacyjnej dynamiki. Niestety, doprowadziła do rozwoju bardzo niekorzystnych dualizmów, a nawet przeciwstawień: Kościół – świat, papiestwo – władza świecka, hierarchia – świeccy. I ta rzecz stale jeszcze pokutuje w widzeniu i funkcjonowaniu Kościoła. Szansą przezwyciężenia tych gorzkich następstw jest recepcja soborowej nauki o Kościele, której bardzo nam dziś jeszcze brakuje.
Myśl Ojców Soboru o Kościele jako jednej złożonej rzeczywistości, która zrasta się z pierwiastka boskiego i ludzkiego, stanowi zasadniczy element odpowiedzi na pytanie, które na początku drugiej sesji Soboru postawił papież Paweł VI: Kościele, co sądzisz o sobie samym? Na Soborze Watykańskim II zrozumiano, że w postrzeganiu natury Kościoła nie można się opierać nawet na bardzo wzniosłym i na wskroś teologicznym określeniu św. Cypriana z Kartaginy z III w., czyli na tzw. trynitarnej definicji, w myśl której Kościół to „lud zjednoczony jednością Ojca i Syna, i Ducha Świętego” (KK 4). Takie bowiem określenie Kościoła pcha nas bardzo nieopacznie w zbytni mistycyzm, czyli tak jakby w Kościele nie było tego, co widzialne.
bp Andrzej Czaja