Telefon: +32 410 64 19    E-mail: pm05@poczta.onet.pl

Refleksja

Znane w całym świecie i zatwierdzone przez Kościół w 1930 roku objawienia fatimskie rozpoczęły się adoracją Trójcy Świętej, której Anioł nauczył pastuszków: „Trójco Przenajświętsza, Ojcze, Synu i Duchu Święty. W najgłębszej pokorze cześć Ci oddaję, ofiaruje Tobie Przenajdroższe Ciało i Krew, Duszę i Bóstwo Pana naszego, Jezusa Chrystusa, obecnego na ołtarzach całego świata, jako wynagrodzenie za zniewagi, świętokradztwa i obojętność, którymi jest On obrażany. Przez nieskończone zasługi Jego Najświętszego Serca i przez przyczynę Niepokalanego Serca Maryi, proszę Cię o łaskę nawrócenia biednych grzeszników”.

Anioł w Fatimie widzi Trójcę Przenajświętszą w Eucharystii. Kieruje się ku Trójcy Przenajświętszej, kiedy kieruje się ku Eucharystii. Anioł wie, że tylko Syn Boży ma ciało, krew i dusze ludzką. Wie, że ani Ojciec, ani Duch Święty nie stali się ludźmi, ale wie, że Jezus jest nieoddzielny od Ojca i Ducha Świętego. Naucza człowieka, jak wielbić Trójcę Przenajświętszą adorując Eucharystię.

Dzięki modlitwom Anioła objawienia fatimskie wskazują nam Boga, który jest Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Boga, który jest wspólnotą miłości. Miłość to klucz do zrozumienia orędzia przekazanego w Fatimie: miłość, która przebacza i która wzywa do nawrócenia, miłość uczyniona z miłosierdzia. Podczas wizji w Tuy siostra Łucja zrozumiała, że została jej przekazana „tajemnica Trójcy Przenajświętszej i [otrzymała] natchnienie na temat tej tajemnicy, której [jej] jednak nie wolno wyjawić”. Trójca Święta to najważniejsze z fatimskich słów. Orędzie fatimskie pokazuje tajemnicę Boga kochającego człowieka i tajemnicę człowieka uwikłanego w dramat samotności.

Pozostajemy świadomi, że nasze mówienie o Trójcy Przenajświętszej jest w gruncie rzeczy dramatycznym „jąkaniem się”, jak stwierdził św. Grzegorz Wielki. Ale bez niego w świecie brakowałoby czegoś ważnego. Trójcę Świętą wielbimy, gdy z wiarą czynimy znak krzyża, rozpoczynając czy kończąc modlitwę. Uwielbiamy Ją, gdy wychodząc z Eucharystii, stajemy się świadkami miłości Boga, która w nas jest; kiedy łączymy, a nie dzielimy; kiedy przebaczamy, zasiewamy miłość, a nie ziejemy nienawiścią czy stajemy się pokazowo pobożni.

ks. Leszek Smoliński


Złota myśl tygodnia

Kto wie, może Twoja postawa dawno temu, na studiach, na uczelni, kiedy Cię wyśmiewali za Twoją wiarę, komuś życie uratuje? Kto wie.

ks. Piotr Pawlukiewicz


Na wesoło

- Nie jestem zazdrosna, ale nie chcę, żebyś rozglądał się na prawo i lewo! – krzyczy żona do męża.

- Kobieto, przechodzimy przez ulicę – tłumaczy się mąż.

- Nie interesuje mnie to.


Patron tygodnia –  5 czerwca

bł. Małgorzata Łucja Szewczyk

Małgorzata urodziła się w 1828 r. w głęboko religijnej rodzinie polskiej w Szepetówce na Wołyniu (obecnie Ukraina). Wcześnie osierocona, znalazła duchowe oparcie w Bogu i Matce Najświętszej. Mając 20 lat wstąpiła do III Zakonu św. Franciszka i złożyła prywatne śluby rad ewangelicznych. Jako tercjarka odważnie świadczyła miłosierdzie w trudnym okresie niewoli narodowej. Około 1880 r. udała się do Zakroczymia, odprawiła rekolekcje pod kierunkiem bł. Honorata Koźmińskiego i powierzyła się jego kierownictwu duchowemu. Odtąd w wynajętym mieszkaniu zaczęła gromadzić opuszczone i chore staruszki, którymi opiekowała się z wielką miłością. Gdy przyłączyły się do niej pierwsze towarzyszki, z pomocą bł. Honorata założyła zgromadzenie, które z czasem przyjęło nazwę Córek Matki Bożej Bolesnej, znane jako siostry serafitki.

W 1891 r. przeniosła się do Galicji. W Oświęcimiu wybudowała klasztor, który stał się domem macierzystym zgromadzenia, ukierunkowanego na służbę opuszczonym i chorym oraz religijne wychowanie dzieci w otwieranych sierocińcach i ochronkach. Była dla sióstr wzorem żywej wiary, bezgranicznego zaufania Bożej Opatrzności i szczególnej czci wobec Matki Bożej Bolesnej. Eucharystia stanowiła centrum i źródło jej zapału apostolskiego, gorliwości o chwałę Bożą i ofiarnej miłości.

Zmarła w opinii świętości 5 czerwca 1905 roku. Została zaliczona w poczet błogosławionych dnia 9 czerwca 2013 r. w bazylice Bożego Miłosierdzia w Krakowie.


Opowiadanie

Chcę, żeby była królową

Kiedyś, przed wieloma wiekami, było sobie pewne bardzo sławne miasto. Powstało ono w pięknej dolinie, a ponieważ jego mieszkańcy byli bardzo pracowici, nieprawdopodobnie się rozrosło w krótkim czasie.

Pielgrzymi dostrzegali je z daleka, urzeczeni i olśnieni pięknem marmurów i pozłacanych brązów. Było to, rzeczywiście, szczęśliwe miasto, którego wszyscy mieszkańcy żyli w zgodzie.

Ale pewnego brzydkiego dnia postanowili oni wybrać swojego króla.

Złote trąby heroldów zgromadziły wszystkich przed ratuszem miejskim. Nie brakowało nikogo. Biedni i bogaci, młodzi i starzy, wszyscy patrzyli sobie w twarze i szeptali coś przyciszonym głosem.

Srebrzysty dźwięk potężnej trąby zmusił całe zgromadzenie do ciszy. Wtedy dumnie wysunął się przed gromadę pewien niski i tęgi typ. Był on najbogatszym człowiekiem miasta.

Podniósł dłoń pełną błyszczących pierścieni i powiedział:

- Mieszkańcy! Staliśmy się nieprawdopodobnie bogaci. Nie brakuje nam pieniędzy. Nasz król musi być człowiekiem dostojnym. Najlepiej hrabią, markizem, księciem, tak, aby wszyscy szanowali go za szlacheckie pochodzenie.

Mniej bogaci natychmiast podnieśli na te słowa niemiłosierny wrzask:

- Nie! Co też ty wygadujesz! Zamknij się! Chcemy na króla człowieka bogatego i wspaniałomyślnego, który rozwiąże wszystkie nasze problemy!

W tym samym czasie żołnierze wznieśli na swoich ramionach barczystego olbrzyma i wygrażając złowrogo swoimi zbrojami wrzeszczeli:

- To on będzie naszym królem! Musi być najsilniejszy! W tym strasznym rozgardiaszu nikt już nic nie rozumiał. Ze wszystkich stron dobiegały krzyki, pogróżki, chrzęst ścierających się o siebie zbroi. Zamieszanie stawało się coraz gorsze i było już wielu rannych.

Znowu zabrzmiała trąba. Tłum powoli uspokajał się. Pewien dobroduszny i roztropny starzec wdrapał się na najwyższy stopień ratusza i przemówił:

- Przyjaciele, nie popadajmy w szaleństwo z powodu króla, który jeszcze nie istnieje. Wybierzmy spośród nas jakieś niewinne dziecko i niech ono wyznaczy kto ma być naszym królem.

Wzięli więc za rękę jakieś dziecko i wyprowadzili je przed wszystkich.

Starzec spytał go:

- Kogo chciałbyś uczynić królem tego wielkiego miasta? Chłopczyk spojrzał na nich wszystkich, włożył do buzi palec i odpowiedział:

- Królowie są źli. Nie chcę żadnego króla. Chcę żeby była królowa: niech zostanie nią moja mama.

Rząd składający się z mam... To wspaniała idea. Świat byłby wtedy na pewno mniej zepsuty, nie używałoby się tyłu brzydkich słów, każdy chętnie podałby rękę starcu pragnącemu przejść przez ulicę...

W ten sam sposób wymyślił to Bóg. Dał nam Maryję.


Wierzę w Kościół – katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 28.

Tak okazuje się, że najgłębszą tajemnicą Kościoła jest nasze trwanie w Chrystusie. Stąd, o bycie Kościoła decyduje bytowanie w Jezusie Chrystusie: esse in Christo – nasza żywa, osobista więź z Chrystusem, nasze trwanie we wspólnocie Kościoła sercem, a nie tylko ciałem; nie wystarczy mieć metrykę chrztu. Można powiedzieć, za ks. prof. Czesławem Bartnikiem, że społeczność osób staje się Kościołem, gdy tworzące ją osoby są „ontycznie odniesione do Chrystusa, gdy są ‘Chrystusowe’ – christianoi (Dz 11,26; 26,28; l P 4,16), gdy są ‘zwolennikami Drogi Chrystusa’ (Dz 9,2; 18,25n; 19,9.23), gdy są ‘nowym stworzeniem w Chrystusie’ (Ga 6,15; 2 Kor 5,17; Ef 2,10). (…) Słowem – o tyle jesteśmy Kościołem, o ile ‘jesteśmy w Chrystusie’ (Rz 8,9–10; Kol l,27)”.

Teologia chętnie mówi o chrześcijańskiej in-egzystencji, czyli o życiu chrześcijan w Chrystusie, które tak prosto wyraża św. Paweł: „Teraz zaś już nie ja żyję, lecz żyje we mnie Chrystus” (Ga 2,20). Chodzi o wzajemne przenikanie się życia Chrystusowego i życia chrześcijan, które urzeczywistnia Kościół i jako takie nie ma żadnych analogii w świecie. Trudno je pojąć. Jeśli bowiem Kościół jest Ciałem Chrystusa, Chrystus Głową tego Ciała, a my jego członkami, to jak zrozumieć rzeczywistość nam zupełnie nieznaną, że Głowa żyje w członkach, a członki w Głowie i że wskutek tego rozwija się Ciało? To największa tajemnica Kościoła.

bp Andrzej Czaja

wvm7x_