Telefon: +32 410 64 19    E-mail: pm05@poczta.onet.pl

Refleksja

Kim był Mateusz, bohater dzisiejszej Ewangelii? Pracował jako poborca podatków. Był więc urzędnikiem rzymskiego okupanta. Przeliczał kasę, księgował w słupkach przychody: imię, nazwisko, suma. Z pewnością nie był lubiany w Kafarnaum. Słowo „celnik” brzmiało w jego czasach jak obelga. Celnik to sprzedawczyk, zdrajca, prawdopodobnie też oszust, a przynajmniej ktoś, kto dla pieniędzy zrobi wszystko.

Szokuje lakoniczność opisu jego powołania. „Jezus ujrzał człowieka imieniem Mateusz, siedzącego w komorze celnej, i rzekł do niego: Pójdź za Mną! On wstał i poszedł za Nim”. Czy to możliwe? Tak po prostu zostawić cały swój świat i pójść za Nieznajomym w siną dal. Może Mateusz znał już wcześniej Jezusa, może słuchał jego nauki i czuł, że to jest właśnie to, czego szuka? A może dojrzewała w nim niechęć do samego siebie, do tej nieszczęsnej komory celnej, która stała się jego smutnym więzieniem? Słowa Jezusa mogły zabrzmieć w uszach Mateusza jak wyzwolenie, jak zaproszenie do wyjścia ze swojego dusznego, smutnego świata.

Ewangelia jest oszczędna w słowach, zredukowana do tego, co najważniejsze. Jest tak pewnie po to, aby jej słuchacz mógł łatwiej odnaleźć w niej siebie, swój własny przypadek, swoją historię. Każdy z nas ma jakąś komorę celną, w której się dusi. Chodzi o jakiś rodzaj uwikłania w grzech, jakiś kompromis ze złem. To miejsce, w którym zrezygnowałem z walki o lepsze, sensowne, prawe, uczciwe życie. Przyznajmy, mamy tendencję do budowania takiego małego światka (czy raczej półświatka), w którym wszystko jest poukładane, żyje się w nim wygodnie i bezpiecznie, ale brakuje tlenu. Łatwo stać się zakładnikiem pewnych sytuacji, okoliczności, nacisków tzw. życia, które nas przerasta. Ceną za kompromis ze złem jest utrata szacunku do siebie samego, gorycz, poczucie klęski… I dokładnie do tego chorego „miejsca” przychodzi Jezus. Odwiedza moją komorę celną. Tam, gdzie wszystko mówi mi, że jestem do niczego i że nic nie da się już zrobić. Właśnie tam Jezus patrzy na mnie. Miłosiernie. Nieskończenie miłosiernie.

Bóg zna dobrze mój mały grzeszny świat, w którym schroniłem się przed samym sobą i przed głosem sumienia. My nie zawsze wierzymy w Boga, ale Bóg zawsze wierzy w nas. Wywieszamy łatwo białą flagę, Bóg nigdy. On wciąż nas szuka. Mateusz tylko na chwilę podniósł wzrok znad swoich papierów i pieniędzy. Wystarczyło jedno wyzwalające spojrzenie w stronę Boga, by przeskoczyła iskra dająca ogień, początek nowego życia. Mateusz po latach apostolskiej pracy wrócił do pisania. Tyle że to już nie były słupki rozliczeń, ale słowa niosące życie. Ja też mogę stać się kimś innym, niż jestem. Mogę zostawić moją komorę celną. Trzeba jedynie uwierzyć, że Ewangelia to nie tylko opowieść o celniku Mateuszu, ale także opowieść o mnie.

ks. Tomasz Jaklewicz


Złota myśl tygodnia

Dla faceta najgorsza sytuacja, to jest bezradność. Dlatego faceci nie pytają o drogę, jak jadą samochodem. Już jedzie po trawniku, wjechał do śmietnika, żona mówi:

- A może byśmy kogoś zapytali?

- Dam radę!

ks. Piotr Pawlukiewicz 


Na wesoło

- Jak Ty schudłaś? Co to za dieta?

- Ziemniaki, buraki, marchewka.

- Gotować czy smażyć?

- Plewić!


Patron tygodnia –  12 czerwca

bł. Stefan Bandelli

Stefan urodził się ok. 1369 r. w Castelnuovo w północno-zachodniej Italii. W młodym wieku wstąpił do dominikanów w Piacenzie. Jego życie było wzorowym przykładem modlitwy, pokuty i wypełniania cnót zakonnych. Dzięki swoim talentom po ukończeniu studiów został wybitnym prawnikiem kanonistą i teologiem. Wykładał na uniwersytecie w Pawii.

Najbardziej zasłynął jednak jako kaznodzieja i spowiednik - poświęcał się temu zadaniu przez wiele lat, a z powodu odnoszonych sukcesów niejednokrotnie był porównywany do św. Pawła Apostoła. Wokół niego zawsze gromadziły się nieprzeliczone tłumy, wielu grzeszników skłonił do nawrócenia i pokuty; niektórzy z nich obierali nawet życie zakonne. Bóg potwierdzał jego słowa wieloma cudami.

Wycieńczony pracą, zmarł w wieku ponad 80 lat w klasztorze w Saluzzo 11 czerwca 1450 r. Wokół jego grobu z czasem zgromadzono wiele wotów dziękczynnych za łaski otrzymane dzięki jego wstawiennictwu. Gdy w 1487 r. miasto przeżywało oblężenie, zostało cudownie ocalone dzięki pojawieniu się postaci Matki Bożej i jakiegoś dominikanina; mieszkańcy miasta bez wątpliwości przyjęli, że był nim bł. Stefan. Rocznica tego wydarzenia do dziś jest świętowana w Saluzzo podczas dorocznego festynu. Stefan Bandelli został beatyfikowany przez Piusa IX.


Opowiadanie

Oko stolarza

Bardzo, bardzo dawno temu, w pewnej malutkiej wioseczce znajdował się mały warsztat stolarski. Pewnego dnia, kiedy nie było w nim właściciela, wszystkie jego narzędzia pracy zwołały między sobą walne zebranie.

Posiedzenie było długie, a czasami wręcz wybuchowe. Zastanawiano się bowiem nad usunięciem z nobliwej wspólnoty niektórych jej członków.

Jeden z uczestników przemówił w te słowa:

"Powinniśmy usunąć z naszych szeregów naszą siostrę Piłę, która jest nazbyt ostra i skrzypie zębami. Ma najzjadliwszy na całym świecie charakter".

Ktoś inny dorzucił:

"Nie możemy również trzymać w naszych szeregach naszego brata Hebla: z niczym się nie zgadza i wszystko pomniejsza, obdziera ze skóry wszystko to, co spotka"

"Wiemy dobrze, że nasz brat Młotek - protestował ktoś inny - ma twardy i gwałtowny charakter. Powiedziałbym wręcz, że uwielbia bić. Sposób, w jaki upiera się przy wszystkim, jest nie do zniesienia, a jego głos doprowadza nas do szału. Pozbądźmy się go".

A gwoździe? Czy można żyć z ludźmi, którzy doczepiają się do wszystkiego? Nie chcemy ich więcej! To samo z Pilnikiem i Skrobakiem. Współżycie z nimi to nieustające tarcie. Niech opuści nas również Szklany Papier, którego jedynym celem w życiu jest ścieranie się ze wszystkimi!

W ten sposób dyskutowały ze sobą coraz bardziej żywiołowo narzędzia stolarza. Wszyscy mówili na raz. Młotek żądał usunięcia Pilnika i Skrobaka, te natomiast chciały się pozbyć Młotka i tak dalej. Na koniec zebrania wszyscy żądali, aby usunąć wszystkich.

Wreszcie narada została przerwana nagłym powrotem stolarza. Kiedy wszystkie narzędzia zobaczyły go zbliżającego się do stolarskiego stołu, natychmiast ucichły. Stolarz wziął deskę i przyciął ją ostrą Piłą. Potem zestrugał ją Heblem, który doskonale pomniejsza wszystko, czego się tylko dotknie. Potem rzemieślnik ujął Siekierę, która potrafi wszystko brutalnie rozbijać na części, następnie wziął Skrobak, który bierze to wszystko "na ząb", wreszcie chwycił Szklany Papier, który wszystko ściera i zdrapuje. W końcu wziął bardzo ostre gwoździe i mocny Młotek, który dobrze bije. Wszystkich swych narzędzi mających tak nieznośne charaktery użył do wykonania kołyski. Przepięknej kołyski, która miała służyć dziecku mającemu się niebawem urodzić.

Wszystko po to, aby przyjąć Życie.

Bóg przygląda się nam okiem stolarza.


Wierzę w Kościół – katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 29.

Potrzeba niewątpliwie spojrzenia oczyma wiary. Nasza wiara nam mówi, że Kościół urzeczywistnia się najpełniej podczas Eucharystii. Ojcowie Afrykańscy pierwszych wieków, zwłaszcza Tertulian, św. Cyprian, Optatus z Milewo, a z czasem św. Augustyn, mówili o swoistej komunikacji Ciała Pańskiego (communicatio Corporis Christi), że wspólne pożywanie jednego Ciała eucharystycznego kształtuje jedno Ciało eklezjalne, że spożywane Ciało Pańskie czyni wszystkich jednym Ciałem. Zachodzi tu przedziwna wymiana, życiodajna dla Kościoła. My przyjmujemy Ciało Pańskie w komunii św. i Jezus zamieszkuje w nas. Wskutek tego stajemy się członkami Jego Ciała, razem stanowimy Jego Ciało i żyjemy w Nim. Wiemy więc, jak się dokonuje niesamowite misterium chrześcijańskiej in-egzystencji, czyli jak się realizuje nasza tajemnica życia w Chrystusie. Niestety, nie jest łatwo ją wypowiedzieć.

bp Andrzej Czaja

wvm7x_