Refleksja
Czym jest wypełnione życie człowieka? Pracą. Ktoś powie: niezrozumieniem. Inny doda: życie jest wypełnione cierpieniem. Faktycznie, jest. Nieuczciwie jednak nie dostrzegać w życiu radości. Jest radość codzienna, domowa, radość dobrze przeżytego dnia. Radość wiosny i radość pierwszego śniegu. I radość przyjaźni – największa radość życia. A życie jest drogą. Bo to i czas upływa, i otoczenie – jak w podróży – ciągle się zmienia, jedne cele już osiągnięte, a tak wiele jeszcze przed nami.
Apostołów spotkaliśmy dziś przy pracy. Rybakami byli. Trzeba żyć – trzeba pracować. Apostoł Paweł pracą tkacza finansował misyjne wyprawy. Wielki św. Benedykt regułę życia swego zakonu streścił krótko: „Módl się i pracuj”. W pierwszym czytaniu widzimy Apostołów dotkniętych cierpieniem. Arcykapłani pozbyli się Jezusa, nie mogą więc tolerować jego zwolenników. A oni „odchodzili sprzed Sanhedrynu i cieszyli się, że stali się godni cierpieć dla imienia Jezusa”. Ich wierność Przyjacielowi została poddana próbie. Czy to nie powód do radości? Tak samo, jak powodem radości była obecność Przyjaciela wtedy, nad jeziorem, gdy pracowali. Radości tak żywiołowej, że aż kazała Szymonowi skoczyć w wodę, by co prędzej być z Przyjacielem.
Dobrze powiedział stary Gamaliel: „Jeśli od ludzi pochodzi ta sprawa, rozpadnie się...” (Dz 5, 38). A Kościół trwa. Gdziekolwiek są ludzie, dla których Jezus jest przyjacielem, tam jest Kościół. A więc Kościół to nie tylko ludzie w sutannach i habitach? Bynajmniej. Celnie wyraził to św. Augustyn: „Dla was jestem biskupem, ale z wami jestem chrześcijaninem”. Najważniejszą sprawą Kościoła musi być miłość, dobro, służba. Owszem, modlitwa i sakramenty są koniecznym korzeniem życia i źródłem siły Kościoła. Dlatego wspólnota przyjaciół Jezusa przenika, prześwietla sobą pracę i odpoczynek, radość i trud, cierpienie i szczęście człowieka. Wspólnota – to niebezładny tłum. Dlatego Jezus mówi do Szymona: „Paś baranki moje, paś owce moje”. Już nie będziesz rybakiem, choć będziesz „ludzi łowił”. Będziesz pasterzem. Będziesz owieczki gromadził, z wielu owiec ukształtujesz jedno stado, ty je scalisz wokół Mnie...
Do dziś mówimy o „duszpasterzach”. I zawsze będą oni potrzebni – co wynika zarówno z prawideł natury, jak i z woli samego Jezusa. Wspólnocie Kościoła pasterze są o tyle potrzebniejsi niż przywódcy innym ludzkim wspólnotom, że Kościół zmierza nie ku ziemskim celom. Te są tylko na jakiś czas niezbędnymi środkami. Cel jest odległy. Tu odpowiedź na ludzkie „dokąd?” – do wieczności, do świata ostatecznego spełnienia i rozkwitu, który potrafimy opisywać – jak św. Jan w Apokalipsie – tylko językiem symboli. Ale ten świat jest. Zmartwychwstały stoi na styku obu światów: ziemskiego i wiecznego. Kościół ma przed sobą trudne zadanie: w ziemskim świecie być świadkiem wieczności. Nie tylko dla członków swojej wspólnoty – dla wszystkich ludzi. Wiele więc ma do zrobienia i Kościół jako całość, i każdy z nas, którzy Kościół tworzymy.
ks. Tomasz Horak
Złota myśl tygodnia
W męce i śmierci Jezusa Bóg wziął na siebie całe zło świata i swoim nieskończonym miłosierdziem je pokonał
Papież Franciszek
Patron tygodnia – 4 maja
Święty Florian, żołnierz, męczennik
Według żywotu z VIII w., Florian z Lauriacum urodził się ok. 250 roku w Zeiselmauer (Dolna Austria). W młodym wieku został dowódcą wojsk rzymskich, stacjonujących w Mantem, w pobliżu Krems (obecnie w północno-wschodniej Austrii). Podczas prześladowania chrześcijan przez Dioklecjana został aresztowany wraz z 40 żołnierzami i przymuszony do złożenia ofiary bogom. Wobec stanowczej odmowy wychłostano go i poddano torturom. Przywiedziono go do obozu rzymskiego w Lorch koło Wiednia. Namiestnik prowincji, Akwilin, starał się groźbami i obietnicami zmusić oficera rzymskiego do odstępstwa od wiary. Kiedy jednak te zawiodły, kazał go biczować, potem szarpać jego ciało żelaznymi hakami, wreszcie uwiązano kamień u jego szyi i zatopiono go w rzece Enns. Miało się to stać 4 maja 304 roku. Jego ciało odnalazła Waleria i ze czcią je pochowała. Nad jego grobem wystawiono z czasem klasztor i kościół benedyktynów, objęty potem przez kanoników laterańskich. Do dnia dzisiejszego St. Florian jest ośrodkiem życia religijnego w Górnej Austrii. Św. Florian jest patronem archidiecezji wiedeńskiej.
W roku 1184 na prośbę księcia Kazimierza Sprawiedliwego, syna Bolesława Krzywoustego, Kraków otrzymał znaczną część relikwii św. Floriana. W delegacji odbierającej relikwie miał się znajdować także bł. Wincenty Kadłubek, późniejszy biskup krakowski. Ku ich czci wystawiono w dzielnicy miasta, zwanej Kleparzem, okazałą świątynię. Kiedy w 1528 r. pożar strawił tę część Krakowa, ocalała jedynie ta świątynia. Odtąd zaczęto św. Floriana czcić w całej Polsce jako patrona podczas klęsk pożaru, powodzi i sztormów. Kraków jeszcze dzisiaj obchodzi pamiątkę św. Floriana jako święto. Florian jest patronem Austrii i Bolonii oraz Chorzowa; ponadto hutników, strażaków i kominiarzy, a także garncarzy i piekarzy. W Warszawie pod wezwaniem św. Floriana jest katedra warszawsko-praska.
Opowiadanie
Kałuża
Była sobie niewielka kałuża. Była szczęśliwa i cieszyła się, gdy z pomocą samochodów mogła kogoś chlapnąć wodą.
- Słońce to śmierć dla kałuży – myślała od czasu do czasu i na samą myśl o tym truchlała. Pewien zamyślony poeta, przechodząc, wdepnął w nią. Nie obraził się na kałużę, przeciwnie, zaprzyjaźnił się z nią.
- W jaki sposób przyszłaś na ziemię? – zapytał poeta.
Zamiast odpowiedzi, kałuża skupiła się co sił i pokazała w sobie odbicie chmury. Rozmawiali długo o deszczu, Wielkim Stwórcy, i o strachu, jaki tkwi w kałuży, o strachu przed słońcem.
Poeta pragnął, aby kałuża wyzbyła się swych obaw. Opowiadał jej o niewiarygodnej przestrzeni morza, o pluskających się rybach, o radosnych falach. Mówił też, że morze było ojczyzną i matką wszystkich kałuż i o tym, że życie na ziemi zależy od słońca i od wody. Również życie kałuży.
Pomimo nadejścia wieczoru poeta i kałuża byli bardzo zajęci swym niemym dialogiem. Kilka dni później poeta powrócił do swojej mokrej przyjaciółki. Znalazł ją tańczącą w powietrzu, w ciepłych promieniach słońca.
Kałuża wyjaśniła: – Dzięki tobie to zrozumiałam. Gdy słońce objęło mnie łagodnie, przestałam się bać, pozwoliłam, aby mnie zabrało i teraz dzikie gęsi wskazują mi drogę do morza. Do widzenia! Nie zapomnij o mnie!
Wierzę w Kościół – katechezy o Domu Bożym dla nas cz. 127.
2. Co znaczy czynić i jak czynić Kościół domem?
W tradycyjnej eklezjologii nie mówi się o czynieniu Kościoła domem, lecz o potrzebie ciągłej reformy Kościoła (Ecclesia semper reformanda), której kryterium musi być zawsze Ewangelia. W przeciwnym razie można zamiast do reformy doprowadzić do pęknięć i podziałów w Kościele. Generalnie chodzi o reformę ludzkiego oblicza Kościoła, aby bardziej jaśniał jako Kościół Chrystusa. Dlatego reformy w Kościele nie można ograniczać do zwykłego weryfikowania i usuwania nadużyć. Wierność własnej tożsamości nie może wykluczać rozwoju na rzecz lepszego realizowania zbawczej misji – potrzeba wzrostu oraz adaptacji życia i działania odpowiednio do uwarunkowań danego czasu.
Droga prawdziwej reformy w Kościele musi być zawsze ta sama: od istoty Kościoła, od refleksji nad tym, czym jest Kościół i jaka jest istota jego posłannictwa, do ukształtowania sposobu jego funkcjonowania w takiej czy innej rzeczywistości świata. Celem reformy Kościoła jest udrożnienie jego funkcjonowania niezależnie od społecznego kontekstu, po prostu tak, by było ewangeliczne. Natomiast realizacja zadania domaga się dobrego zadomowienia wiernych w Kościele. Chodzi o ich jasną świadomość, że są Kościołem, że są podmiotem w Kościele. Chodzi o ich odpowiedzialność za Kościół i jego zbawczą misję, o ich dążenie nie tyle do udoskonalania chrześcijaństwa, co do udoskonalania siebie w chrześcijaństwie.
Kościołowi potrzeba nieustannego rachunku sumienia, który służy oczyszczeniu pamięci, pomaga uczyć się na własnych błędach, warunkuje pojednanie i odnowę. Kościół się wynaturza, gdy trwa w nim grzech, z powodu znieczulicy sumienia, zamiatania brudów pod dywan, hołdowania zasadzie: cel uświęca środki itp. Oczywiście nie można poprzestawać na wyznawaniu grzechów. Zasadnicze zadanie wynika z powszechnego powołania do świętości. Dlatego grzech trzeba wyznać, ale jeszcze bardziej trzeba zabiegać o święte życie we wspólnocie z innymi (por. KK 9, 39).
Czynić Kościół domem znaczy otwierać szeroko jego drzwi, wychodzić do zagubionych i przyprowadzać ich z powrotem; znaczy również dbać o dobre relacje w nim, o braterstwo i należytą komunikację, dać wiernym bezpieczeństwo i możliwość integralnego rozwoju duchowego.
bp Andrzej Czaja